DO GÓRY

 

fuss_poliamoria_marcinkowska_cover.jpg

NUMER 14 (5) PAŹDZIERNIK 2015 | "TO WŁAŚNIE MIŁOŚĆ"


PO ŚLU­BIE I RAND­KUJĘ, CZYLI O POLIA­MO­RII I ŚWIA­TO­WYM POKOJU

ALEKSANDRA GRZEBALSKA | MAGDALENA MARCINKOWSKA

Mój ostatni zaan­ga­żo­wany zwią­zek roman­tyczny zakoń­czył się, bo kocha­łam o jed­nego za dużo. Serce kochliwe i nie­za­spo­ko­jone pra­gnie­nia zabrały mnie więc w długą podróż po róż­nych świa­tach spo­łecz­nych kon­wen­cji. Nie­da­leko przy­szło mi szu­kać, gdy na swoim progu, żyjąc jesz­cze w Lon­dy­nie, po raz pierw­szy natknę­łam się na ideę i prak­tykę polia­mo­rii…

W mojej podróży obija mi się o uszy polia­mo­ria, tu i tam, głów­nie w alter­na­tyw­nych krę­gach. Kocham się z żona­tym leka­rzem z Nie­miec – za przy­zwo­le­niem żony. Zaha­czam gdzieś w inter­ne­cie o reality show z Ame­ryki, nazywa się Mar­ried and Dating („Po ślu­bie i rand­kuje”). Kocham się z żona­tym rabi­nem – za przy­zwo­le­niem żony. Na prak­tyce w Wel­ling­ton pra­co­dawca, kon­wen­cjo­nal­nie wyglą­da­jący Cypryj­czyk w śred­nim wieku, przed­sta­wia mi swo­jego kolegę: „To jest John, żonaty i do tego ma chło­paka!”. Mówi to z zado­wo­le­niem, że chło­pak jest tym, kim chce być, i robi to, co chce robić.

Polia­mo­ria w bezpośred­nim tłu­ma­cze­niu to „wie­lo­mi­łość”, czyli kocha­nie wię­cej niż jed­nej osoby. Nie jest to poli­ga­mia, która koja­rzy się nie naj­le­piej, bo suge­ruje jed­no­stron­ność układu, a nawet brak zgody czy wie­dzy jed­nej ze stron. Polia­mo­ria to serce otwarte na wiele miło­ści i miło­stek bez wstydu, stra­chu i całej brzy­doty ukry­wa­nia.

Na takie układy decy­duje się coraz wię­cej osób. Zyskują też czę­ściej spo­łeczną akcep­ta­cję. Kilka mie­sięcy temu usły­sza­łam w main­stre­amo­wym nowo­ze­landz­kim radiu wywiad z mężatką, która ma też dziew­czynę, jej mąż rów­nież ma dziew­czynę, która z kolei ma męża. W audy­cji roz­ma­wiają o spra­wach prak­tycz­nych, jak na przy­kład o tym, czy mają kalen­darz z roz­kła­dem rand­ko­wa­nia. Tak, mają, wisi na lodówce. Roz­mów­czyni pod­kre­śla, że komu­ni­ka­cja w ich związku jest naj­waż­niej­sza.

Komu­ni­ko­wać trzeba o swoich emo­cjach, gra­ni­cach i pra­gnie­niach, czyli o tym wszyst­kim, o czym komu­ni­ku­jemy się mało nawet w intym­nym związku. Bra­kuje nam języka i narzę­dzi do roz­mów o „tych” spra­wach.

Zgoda albo raczej przy­zwo­le­nie wszyst­kich zaan­ga­żo­wa­nych, szcze­rość i przej­rzy­stość są podwa­li­nami polia­mo­rii. Nie ma ona jed­nego sche­matu. Są tacy, któ­rzy mają wielu kochan­ków, i tacy, któ­rzy prak­ty­kują tylko przez szczere roz­mowy z part­ne­rem o swo­ich cią­go­tach, albo tacy, co się gdzieś w pół drogi peł­nej otwar­to­ści fizycz­nej spo­tykają z „trze­cimi” part­nerami.

Polia­mo­ria nie jest dla trwoż­li­wych. Strach przed związ­kami otwar­tymi jest duży. Boimy się przede wszyst­kim dla­tego, że nasz instynkt samo­za­cho­waw­czy wyje na alarm, jak tylko pomy­ślimy, że nasza uko­chana osoba mogłaby z kimś innym… poroz­ma­wiać. Taki strach nazy­wamy zazdro­ścią, pod którą kryje się obawa przed utratą. Nie­któ­rzy boją się stra­cić swoją dumę czy sta­tus zwią­zany z part­ner­stwem, inni naj­zwy­czaj­niej boją się, że luba osoba znik­nie nagle z ich życia.

Prawda jest taka, że zdra­dzać każdy umie i … każdy zdra­dza! Chcesz się wypie­rać? A czy nie zdradą będzie spoj­rze­nie na inną pupę, fan­ta­zja o innym pod­bródku, eks­cy­ta­cja innym zapa­chem na ulicy, zer­k­nię­cie ukrad­kiem na gołe ciało? Odpo­wiedź na to pyta­nie zależy tylko od tego, na jaki układ umó­wi­li­śmy się z part­ne­rem, a ponie­waż do takich roz­mów rzadko docho­dzi, najczę­ściej koń­czy się na śle­pym podą­ża­niu za fał­szu­ją­cymi nasze auten­tyczne odru­chy nor­mami spo­łecz­nymi. Czyli patrzeć i fan­ta­zjo­wać w tajem­nicy może i można, ale podej­mo­wać dzia­ła­nia w kie­runku speł­nie­nia fan­ta­zji już nie.

fuss_poliamoria_marcinkowska.jpg

W nie­któ­rych kra­jach nawet spoj­rze­nie to zdrada, dla­tego kobiety cho­dzą cał­kiem zakryte. W innych kul­tu­rach roz­mowa pry­watna z osob­ni­kiem prze­ciw­nej płci jest nie­ak­cep­to­wana, uści­ski dłoni, cału­sy… Jak daleko spo­łecz­nie jeste­śmy powstrzy­my­wani przed pozna­wa­niem i kocha­niem kolej­nej osoby? Czy nie jeste­śmy cią­gle jak Romeo i Julia, nie­do­pusz­czeni do miło­ści, bo nie wolno, nie wypada i nie do pomy­śle­nia? Poza nie­licz­nymi jed­nost­kami sil­nie ugrun­to­wa­nymi w swoim „ja”, które podą­żają za wła­snym instynk­tem, więk­szość z nas dzia­ła­nia podej­muje w wąskich ramach uwa­run­ko­wań i kon­wen­cji spo­łeczno-kul­tu­ro­wych. Unie­moż­li­wia się nam – i unie­moż­li­wiamy sami sobie – zaspa­ka­ja­nie jed­nej z klu­czo­wych potrzeb czło­wieka: potrzeby róż­no­rod­no­ści.

Dla­tego też by prze­ła­mać dzia­ła­nia, które nam nie służą (gdyż nie są zgodne z pra­gnie­niami naszej duszy), potrze­bu­jemy wspar­cia w postaci nowych spo­łecz­nych norm, przy­zwo­leń i modeli do naśla­do­wa­nia. Etyczna prak­tyka polia­mo­rii rede­fi­niuje spo­łeczne układy i zmu­sza do spoj­rze­nia na sprawy, które ponie­waż bole­sne, trudne bądź tabu­izo­wane, są igno­ro­wane lub zagłu­szane. Stąd też polia­mo­ria to roz­wią­za­nie na pokój na świe­cie…

Co ma wspól­nego polia­mo­ria z poko­jem na świe­cie? Wszystko! Do jej upra­wia­nia przede wszyst­kim potrzeba komu­ni­ka­cji, dobrej woli, szcze­ro­ści, szczo­dro­ści, przy­zwo­le­nia i zmie­rze­nia się ze swoim cie­niem (nie­kiedy bar­dzo ciem­nym!); wyja­śnie­nia spraw, które ciążą, a zatem i roz­wią­za­nia klu­czo­wych kon­flik­tów wspó­łist­nie­nia.

W lato 2014 odwie­dzi­łam cen­trum badań nad poko­jem Tamera w Por­tu­ga­lii. Bada­nia doty­czą inte­rak­cji mię­dzy­ludz­kich i życia w nie­wiel­kiej spo­łecz­no­ści. Jeżeli dogłęb­nie bada się rela­cje inter­per­so­nalne, to także i Erosa. W Tame­rze więk­szość miesz­kań­ców ma sta­łego part­nera i do tego kilka dłu­go­trwa­łych ero­tycz­nych przy­jaźni – polia­mo­ria.

Kon­flikty są tam wykła­dane na stół – także dosłow­nie, bo w Tame­rze cała spo­łecz­ność spo­tyka się kilka razy w tygo­dniu, aby odbyć forum, w cza­sie któ­rego wszy­scy sie­dzą w kręgu sym­bo­li­zu­ją­cym równy sta­tus. Do cen­trum może wejść każdy, „odegrywając” jaką­kol­wiek palącą sprawę: pro­blem, cele­bra­cję, kon­flikt, emo­cję, strach, gniew, zazdrość itd. Następ­nie inni ofe­rują się jako „lustra” i odgry­wają z kolei to, co oni spo­strze­gli w danej oso­bie. Jest to metoda nie tylko na eks­tre­malną spo­łecz­no­ściową przej­rzy­stość, ale rów­nież na przy­spie­szoną lek­cję samo­po­zna­nia i budo­wa­nia zdro­wych spo­łecz­nych więzi opar­tych na zaufa­niu i szcze­ro­ści.

Gdy w Tame­rze Pale­stynka kocha się z Izra­el­czy­kiem, a ich romans i miłość wspiera cała grupa, czyni się pokój na skalę świa­tową. Mówią o tym, co boli, dają miej­sce na żal w spo­łecznej świa­do­mo­ści, na żal i na cele­bra­cję nowych moż­li­wo­ści zgod­nych rela­cji dwojga ludzi, któ­rzy repre­zen­tują całe poko­le­nia współ­ży­cia w kon­flik­cie. W Tame­rze mówi się o wol­nej miło­ści, którą naj­le­piej defi­niuje Die­ter Duhm – zało­ży­ciel cen­trum, pisarz i spo­łeczny badacz – jako „miło­ści wol­nej od stra­chu”. Wol­nej od stra­chu przed: utratą, zazdro­ścią, spo­łecz­nym zlin­czo­wa­niem, byciem oce­nio­nym nega­tyw­nie, stra­ce­niem swo­jego „dobrego” wize­runku, zra­nie­niem dru­giej osoby itd., itp. Prawda jest taka, że korze­nie stra­chu się­gają samego dna duszy. Co się wyda­rzy, kiedy damy sobie przy­zwo­le­nie na otwar­cie skrzynki Pan­dory ze swo­imi wszyst­kimi pra­gnie­niami i fan­ta­zjami? Polia­mo­ria daje moż­li­wość peł­nej eks­plo­ra­cji tego nie­zro­zu­mia­nego świata magii serca i intym­nego wspó­łeg­zy­sto­wa­nia.

Kiedy wspominam o Tamerze, poliamorii czy środowiskach, które ją praktykują, często wychodzi w słuchaczu strach przed byciem zmuszonym i naciskanym do praktykowania, kiedy ich serce należy do jednej osoby. Sugeruję, że to tylko zasłona dla ich obaw – no bo kto kogo może do kochania zmusić? Strach przed poliamorią to strach przed zmierzeniem się ze swoimi demonami (frustracją, pożądaniem, gniewem, terrorem, agresją). Wszystkie te wewnętrzne konflikty są dokładnie tymi samymi, jakich doświadczamy na skalę światową. Dlatego też szczera konfrontacja z własnymi „potworami” ulepsza naszą społeczną współegzystencję.

Co się stanie, kiedy usłyszymy, że nie jesteśmy tymi jedynymi wybrankami życia naszego partnera? Zmuszeni jesteśmy stanąć twarzą w twarz z faktem, że nie ma dla nas drugiej połowy w postaci drugiego człowieka. Odnalezienie „drugiej połówki” to odnalezienie miłości w sobie i z kimkolwiek będziemy dzielić naszą podróż życia, możemy uwolnić się od iluzji o tej osobie jako źródle naszego spełnienia.

Pytam jed­nego z moich kochan­ków: „Masz taką piękną, nie­sa­mo­witą żonę, bogi­nię – dla­czego chcesz teraz być ze mną, a nie z nią w sypialni obok?”. On na to odpo­wiada z cier­pli­wo­ścią (od 10 lat prak­ty­kują polia­mo­rię w swoim związku): „To tak jak z jedze­niem. Tylko dla­tego, że lubię wło­skie, nie zna­czy, że codzien­nie chcę jeść wło­skie na kola­cję. Chęt­nie spró­buję chińsz­czy­zny, azja­tyc­kich i euro­pej­skich kuchni. A pol­ska kuch­nia jest wspa­niała!”.

Wiem, że moje pyta­nie wynika z braku pew­no­ści sie­bie i z tego, że mój umysł funk­cjo­nuję jesz­cze w patriar­chal­nym para­dyg­ma­cie, w któ­rym tylko jedna osoba wygrywa. Nie jest łatwo być tą „drugą” kobietą i utrzymać poczu­cie wła­snej war­to­ści. Dla­tego w całej tej sytu­acji naj­trud­niej było podejść do jego żony i poroz­ma­wiać z nią szcze­rze o tym, co nas boli i co nam spra­wia trud­ność w naszym „trój­ką­cie” (rela­cję intymną mia­łam z jej mężem, ale emo­cjo­nalną rów­nież i z nią).

Nabraw­szy odwagi, pode­szłam do niej, bo wyj­ścia innego nie było, serce bolało od kilku dni wewnętrz­nej roz­terki. Oka­zało się, że moja więź z jej mężem była dla niej także trudna, bar­dzo trudna. Dla mnie tak ciężko było czuć się rów­nie piękną jak ona i nie stać w jej cie­niu, a świe­cić moim uni­ka­to­wym świa­tłem, kiedy ona świeci swoim. Dla niej ciężko było, bo potrze­bo­wała wię­cej uwagi swo­jego męża w tym cza­sie. Mówi mi o tym, jak w opty­mal­nym świe­cie prak­tyki polia­mo­rii i dla wskrze­sze­nia pozy­tyw­nych więzi mię­dzy kobie­tami trzeba szu­kać kon­taktu i komu­ni­ka­cji z żoną przed zaan­ga­żo­wa­niem się w intymną sytu­ację z mężem. Pomimo tego, że ich zwią­zek jest zupeł­nie otwarty, mię­dzy nami było sporo do powie­dze­nia sobie i wyba­cze­nia.

Ulep­szona komu­ni­ka­cja mię­dzyludzka to tylko jeden wymiar tego, jak polia­mo­ria wyzwala od kon­flik­tów i pro­muje ule­cze­nie ran spo­łecz­nych. Wyzwala w nas ona bestię zamkniętą w pasie cnoty i sie­jącą spu­sto­sze­nie z fru­stra­cji. W aktu­al­nych kano­nach moral­nych i niskiej kul­tu­rze komu­ni­ko­wa­nia nasza bestia (zwie­rzęca natura) zamiast się kochać, robi bała­gan. Znany slo­gan Make Love Not War (ang. „Upra­wiaj miłość, nie wojnę”) jest jak naj­bar­dziej ade­kwatny. Uwol­nie­nie ener­gii Erosa i danie sobie przy­zwo­le­nia na kocha­nie i kocha­nie się to otwar­cie się na praw­dziwą naturę czło­wieka, czyli życie w raju na ziemi, ale o tym już innym razem…

Główna lek­cja z Tamery, jest taka, że jeżeli chcemy prak­ty­ko­wać polia­mo­rię w spo­sób, który jest w pełni „zdrowy”, potrze­bu­jemy grupy wspar­cia, grupy akcep­tu­ją­cej kul­turę i etykę polia­mo­rii – kon­te­ner spo­łecznego przy­zwo­le­nia. Dla­tego nie nama­wiam tutaj do przej­ścia nagle z mono­ga­mii do polia­mo­rii. Przede wszyst­kim nie mamy do tego spo­łecz­nych warun­ków. Takie warunki oczy­wi­ście można sobie stwo­rzyć z grupą otwar­tych ludzi goto­wych do eks­plo­ra­cji swo­ich dusz i dzie­le­nia się na pozio­mie emo­cji z innymi. Nie jest to jed­nak szyb­kie zada­nie na jeden wie­czór.

Pró­buję tutaj raczej zwró­cić uwagę na moż­li­wość odmien­nych rela­cji part­ner­skich niż tylko nasza utarta i nie­kwe­stio­no­wana mono­ga­mia. Nama­wiam na szczere spoj­rze­nie na swoje rela­cje i układy – czy moty­wo­wane są one stra­chem, czy miło­ścią i aktyw­nym wybo­rem tej samej osoby z dnia na dzień? Polia­mo­ria to tylko moż­li­wość i, jako idea, ofe­ruje teo­re­tyczne ramy przy­zwo­le­nia i wytyczne do poszu­ki­wa­nia auten­tycz­nych roz­wią­zań dla związ­ków part­ner­skich, gdzie każdy przez wła­sne doświad­cze­nie i szcze­rość wobec sie­bie samego odna­leźć może roz­wią­za­nie intym­no­ści, które sprzyja jego sercu.

Zacznijmy od szcze­ro­ści – z samymi sobą i z part­ne­rem. Praw­dziwa sztuka kocha­nia to otwie­ra­nie serca na ludzi. Nie­sie­nie pokoju na ziemi to egzy­sto­wa­nie w zgo­dzie ze swo­imi marze­niami i pra­gnie­niami, a zara­zem utrzy­ma­nie har­mo­nii w związku z bli­skimi nam ludźmi.

Piszę o wie­ściach i inno­wa­cjach w nor­mach spo­łecz­nych z zagra­nicy, ale i w Pol­sce nie­spo­dzie­wa­nie otwie­rają się nowe moż­li­wo­ści, gdy sły­szę, że mój brat w kraju jest wła­śnie w swoim pierw­szym otwar­tym związku. Gra­tu­luję bratu i sama wcho­dzę w mój pierw­szy zwią­zek polia­mo­ryczny daleko na lądzie Nowej Zelan­dii.

Dobrego kocha­nia Wam życzę!musująca tabletka.png

 

kreska.jpg

ALEKSANDRA GRZEBALSKA
Absolwentka psychologii społeczno-kulturowej z londyńskiego LSE. Obecnie ekstatyczna poszukiwaczka subiektywnej prawdy i propagatorka dzikości kobiecej twórczości. Pisze bloga, jak na razie po angielsku.

MAGDALENA MARCINKOWSKA
Ab­sol­went­ka ASP w Kra­ko­wie, stu­dio­wa­ła rów­nież w Por­tu­ga­lii. Zaj­mu­je się ilu­stra­cją, ko­mik­sem, ma­lar­stwem i fil­mem ani­mo­wa­nym.

Ta strona korzysta z plików cookie.